Rollercoaster w Chwalibożycach.
O godzinie 17:00 w ostatnią niedzielę do Chwalibożyc przyjechał zespół Zalesia Wójcice, zespół, który miał bardzo dobrą ligową jesień i teraz przeżywa lekki kryzys, bo w Chwalibożycach zjawił się mając na koncie trzy ligowe porażki z rzędu. Do składu Burzy wrócił Axel Skorobohaty i Krzysiek Czarnecki, a niespodzianką był również występ od pierwszej minuty Daniela Skwarka. Nieobecny był bohater ostatniego meczu Adrian Purzyński, zabrakło również Patryka Sucheckiego oraz Bartka Trzebuniaka. Po kontuzji na ławce usiadł Zakrzewski.
Pierwsza połowa w wykonaniu Burzy była bardzo dobra, od pierwszych minut nasi zawodnicy przejęli inicjatywę i bardzo fajnie rozgrywali piłkę. Pierwszą dobrą okazję zmarnował Mateusz Kuś, który został zablokowany. Zalesie było bardzo groźne po wrzutkach swoich zawodników z boków boiska, po jednej z nich zawahał się Axel i tylko dlatego, że zawodnik Zalesia nie trafił w piłkę mogliśmy odetchnąć. Kilkukrotnie dochodziliśmy po naszej grze do dobrych akcji, ale brakowało ostatniego podania, dokładnego dośrodkowania, albo strzału na bramkę. Raz nawet Michał Byczek próbując dośrodkować trafił piłką w poprzeczkę bramki Zalesia. Wreszcie do długiej piłki wystartował Głowacki, dobrze ją opanował i podał do Skwarka, który ograł obrońcę i będą z lewej strony bramki prawą nogą uderzył tuż przy słupku dając nam prowadzenie w tym meczu. Po chwili mogło i powinno być 1:1, zagapił się Galasiński napastnik Zalesia w sytuacji sam na sam nie strzelał tylko odegrał do partnera, na nasze szczęście zrobił to niedokładnie. To zemściło się na gościach bardzo szybko, kolejna dobrze „rozklepana” akcja, wrzutka z prawej strony Mateusza Kusia, piłka mija Głowackiego i dwóch obrońców, a na 11 metrze spokojnie przyjmuje ją Skwarek i nie daje szans bramkarzowi po raz kolejny! Do przerwy trwała dobra gra Burzy i nieliczne groźne ataki Zalesia, ale więcej nic ciekawego nie miało w tej części miejsca.
Burza po przerwie ewidentnie została w szatni, nie minęło kilka minut i bardzo zmotywowani goście zamknęli nas na naszym polu karnym. Seryjne strzały przyniosły rzuty rożne, a te gole dla Zalesia. W kilka minut wynik 2:0 zmienił się na 2:2 z powodu bardzo złego krycia przy rzutach rożnych dla rywali. Mało tego Zalesie po chwili miało dwa kolejne rogi, po jednym z nich 3 zawodników Wójcic nie potrafiło wpakować piłki Axelowi do bramki, a po chwili trafili w słupek. W burzy mnożyły się niedokładności i straty piłek, nasze nieliczne kontry były zbyt czytelne, chociaż po jednej z nich urwał się Mateusz Kuś i z linii pola karnego uderzył, ale bardzo dobrą interwencją popisał się bramkarz przyjezdnych. Nerwowość w naszym polu karnym i bardzo dobra (ambitna) gra gości nie wróżyła nic dobrego, aż wreszcie piłkę odzyskał Galasiński, ruszył z nią do przodu i stworzyła się sytuacja 3 na 2, Dominik chciał przerzucić piłkę na drugą stronę do Głowackiego, ale zrobił to bardzo źle i… zaskoczył bramkarza Wójcic pakując mu piłkę z 30 metrów za kołnierz i dając nam kolejne prowadzenie w tym meczu. Nie trwało ono jednak długo, fatalną stratę zanotował Słonina i pomocnik Zalesia zdecydował się na natychmiastowy strzał, który umieścił tuż przy słupku bramki Axela. Ilością zwrotów akcji w tym meczu można obdzielić kilka meczy, a kibice zgromadzeni na meczu na pewno nie mogli narzekać na ich brak. Co chwila byliśmy pod naszą bramką, goście znowu trafili w słupek i ewidentnie dążyli do wygranej, byli zespołem lepszym, a my staliśmy się chaotycznym. Na nasze szczęście winu odkupił Słonina. Znakomite dośrodkowanie z rzutu wolnego trafiło Krzyśka Czarneckiego w plecy i… przelobowało bramkarza. Paradoksem całej sytuacji jest fakt, że Zalesie tak groźne ze stałych fragmentów gry samo dało się z niego zaskoczyć. Do końca meczu trwała walka o każdy centymetr boiska i oba zespoły grały bardzo ambitnie, kontuzją po zderzeniu z bramkarzem okupił to Sławomir Mazur, a nie po raz pierwszy tej wiosny czołową postacią jeśli chodzi o walkę, bieganie i zaangażowanie był Damian Mazur, który wyrasta na jednego z liderów tej drużyny. Na szczęście gol Krzysztofa zakończył tę huśtawkę nastrojów i Burza zdobyła arcyważne trzy punkty.
Znakomita pierwsza połowa i fatalna druga ( notabene to zawodnicy Zalesia grali po przerwie bardziej ambitnie), ale szczęście było przy nas i oddało nam chyba to co zostało nam zabrane w pojedynku z Rzemieślnikiem. Czeka nas po raz kolejny eliminowanie błędów własnych, których tej wiosny było coraz mniej. Zwycięzców się nie sądzi, ale…
Komentarze