Piękne gole, niedokładność, słaby arbiter...
W niedzielne popołudnie naszą Burzę czekał ciężki mecz w Świętej Katarzynie tymczasem skład naszego zespołu był mocno okrojony. Biorąc pod uwagę, że na ławce usiedli kontuzjowani Trzebuniak i Zakrzewski wyszło na to, że mieliśmy tylko 13 zawodników do gry. Jest to pierwsza taka sytuacja na wiosnę, do tej pory najmniejsza liczba zawodników na meczu to 15. Nie zmienia to faktu, że pierwsza jedenastka prezentowała się solidnie.
Zanim mecz się dobrze zaczął już do dwukrotnej interwencji zmuszony został Kotwica, który zastępował Skorobohatego. Złe podanie Imaka do Kusia, którego naciskało dwóch rywali, ale na nasze szczęście ze strzałem i dobitką poradził sobie Piotr. Potem gra toczyła się głównie w środku pola to Burza próbowała zagrywać piłki do swoich napastników, ale robiła to niedokładnie. Orzeł ograniczał się do długiej piłki do napastnika i zbierania odbitych piłek w środku pola. Wreszcie doskonałą piłkę a obronę dograł Mateusz Kuś, do biegu wystartował Skwarek, przejął piłkę, minął bramkarza i został skoszony poza polem karnym przez niego. Jakież było zdziwienie wszystkich naszych graczy gdy bramkarz otrzymał tylko żółty kartonik! Ewidentny błąd sędziego nasz napastnik po minięciu bramkarza miał przed sobą pustą bramkę, ale gospodarze usilnie twierdzili, że obrońca zdążyłby zatrzymać napastnika co chyba przekonało arbitra. Z rzutu wolnego najpierw w mur, a następnie wprost w bramkarza uderzył Piotr Słonina. Po chwili akcje Orła przyniosły im rzut rożny po którym… tracimy gola. Słabe krycie, pozostawiony bez opieki zawodnik i Piotrek Kotwica bez szans. Kolejna akcja i kolejna wtopa arbitra, do długiej piłki ruszył Głowacki, zdołał przed bramkarzem uderzyć piłkę głową przed siebie i został uderzony rękami w twarz co uniemożliwiło mu dalszy bieg. Sędzia został niewzruszony, próbujący dobijać Galasiński trafił w poprzeczkę, a Skwarka zablokowano. Burza złapała rytm pomimo słabości arbitra i walczyła o piłki na przedpolu Orła, ale brakowało dokładności w ostatnich podaniach, albo graliśmy bezsensowne długie piłki do przodu, nasz przeciwnik wychodził z nielicznymi akcjami ze swojej połowy i kilkukrotnie było groźnie, najpierw w sobie tylko znany sposób jeden z zawodników Orła nie trafił w bramkę z 13 metrów, a następnie po dużym zamieszaniu w polu karnym piłkę złapał Kotwica. Pod koniec pierwszej połowy groźnie ale niecelnie uderzał Głowacki.
Druga połowa mogła zacząć się znakomicie, dobra wrzutka Winnickiego leciała w kierunku Purzyńskiego, ale po odbiciu od ziemi nabrał dziwnej rotacji i przelobowała Adriana, który wyszedłby na czystą sytuację. Burza Atakowała coraz śmielej, z rzutu wolnego uderzył groźnie Słonina, ale bramkarz miejscowych popisał się doskonałą interwencją. Im dłużej byliśmy nieskuteczni tym częściej to Orzeł był groźny, po jednej z długich piłek nieporozumienie Czarneckiego i Winnickiego wykorzystał napastnik gospodarzy wycofał piłkę do kolegi, a ten strzałem w stylu stadiony świata w samo okienko naszej bramki dał drugiego gola swojej drużynie. To spowodowało jeszcze większą nerwowość w naszej ekipie, mnożyły się niedokładności, mecz był rwany i stawał się coraz ostrzejszy. Jedną z ofiar był zawodnik gospodarzy, który nadział się okiem na łokieć naszego zawodnika i po meczu zabrała go karetka (życzymy powrotu do zdrowia!). Burza postawiła wszystko na jedną kartę i w obronie zostawał już często osamotniony Ilmak, Orzeł przeprowadził kilka groźnych kontr, ale brakowało im dokładności i nie wykańczali ich strzałami. Po drugiej stronie trwał indolencja Burzy, która coraz bardziej irytowała wszystkich naszych zawodników, niedokładne podania, strzały i gra na czas miejscowych sprawiały, że naszym piłkarzom brakowało wiary. Dodatkowo Orzeł najpierw w sytuacji sam na sam trafił w poprzeczkę, a po chwili mając przed sobą pustą bramkę nie trafił. Mogło to definitywnie zamknąć mecz, tymczasem na strzał rozpaczy zdecydował się Krzysztof Czarnecki, piłka posłana z niesamowitą siłą dostała niesamowitej rotacji i wpadła do bramki Orła. Było to w 4 minucie doliczonego czasu gry, czasu mieliśmy sporo (zawodnik z kontuzją oka leżał ponad 8 minut) i uwierzyliśmy w remis. Tymczasem tuż po wznowieniu sędzia… zakończył mecz, co było jego ostateczną klapą.
Gdyby sędzia był bardziej odważny i wyrzucił bramkarza w 10 minucie to może mecz potoczyłby się inaczej, ale bądźmy szczerzy to nie sędzia strzelił nam bramki i nie sędzia grał słabo tylko my. Orzeł miał plan na mecz zamurował się tyłu, liczył na ukłucie czegoś z przodu i to zrobił, byli skuteczni i konsekwentni do bólu, a my w tym meczu zaprezentowaliśmy co prawda ambicję i dążenie do bramki, ale znowu naszą zmorą jest skuteczność i dokładność. Dwójka pierwszych zespołów w tabeli się oddala, a inni nas doganiają…
Komentarze