Festiwal nieskuteczności.
Drugi mecz ligowy w roku 2018 i drugi mecz na własnym boisku. Dobra pogoda nastrajała pozytywnie do gry, ale trenerowi Kwiatkowskiemu nie brakowało problemów. Ciągle kontuzjowany jest Mateusz Kołtowski oraz Damian Wróbel, z zza granicy nie wrócił jeszcze Mirek Gramiak. Ciągle nieobecny jest również Krzysiek Czarnecki, a przed meczem pochorował się Bartek Trzebuniak.
Zanim trener Kwiatkowski dobrze usiadł na ławce było 1:0 dla gości ze Starego Śleszowa. Pierwsza długa piłka, złe ustawienie Byczka, strzał w krótki róg i Axel bez szans. Początkowy szok szybko przerodził w okazje dla Burzy, ale dobrze spisywał się bramkarz gości, który bronił strzały Kusia i Głowackiego. Szybko też zrobiło się 1:1, Konrad Kuś dostał dobre podanie na skrzydło od brata i dośrodkował w punkt wprost na głowę Adriana Głowackiego, który nie dał szans bramkarzowi na skuteczną interwencję. Kolejne minuty to ogromny napór Burzy i jeszcze większa nieskuteczność. Najpierw po dośrodkowaniu gola głową próbował zdobyć Konrad Kuś, po chwili nasz kapitan po dośrodkowaniu Skwarka uderzał nogą, ale w obu przypadkach zwycięsko z tego pojedynku wychodził bramkarz Śleszowa. Po chwili sam na sam z bramkarzem był Głowacki, ale uderzył wprost w niego. Kolejne dwa strzały Skwarka, również zostały obronione i zabrakło nam tylko dobitki. Goście zagrażali nam po stałych fragmentach i strzałach z daleka, ale brakowało im dokładności. Doszło nawet do sytuacji w której w polu karnym faulowany był Mateusz Kuś, ale ambitnie nie przewrócił się i oddał strzał, który… obronił bramkarz. Festiwal ten zakończył się wynikiem 1:1 po pierwszej części gry.
Druga rozpoczęła się… od kolejnego festiwalu nieskuteczności. Dwukrotnie sam na sam był Skwarek, ale ewidentnie brakowało mu chłonnej głowy. Wreszcie Daniel po dobrym dograniu z boku i zamieszaniu w polu karnym dosłownie wcisnął piłkę do bramki Starego Śleszowa dając nam prowadzenie. Kolejne minuty i kolejne okazje Burzy kreowały bramkarza gości na bohatera meczu, bo bronił on strzały Kusia oraz Skwarka. Śleszów mający dużo szczęścia próbował swoich sił po raz kolejny w stałych fragmentach gry i długich piłkach do przodu. Burza po objęciu prowadzenia wyraźnie stanęła i przestała biegać jakby była zadowolona z wyniku i myślała, że to już koniec meczu. Tymczasem długa piłka w pole karne błąd w kryciu Galasińskiego, strzał doświadczonego Mariusza Cięciary i Axel po raz kolejny bez szans. Zrobiło się 2:2 i szok, a Burza nadal nie biegała, dopiero chyba furia trenera przy ławce spowodowała dodatkowe pokłady energii w naszych zawodnikach. Minęło kilka minut i doskonałe podanie z boku boiska trafiło do Głowackiego, który ponownie dał nam prowadzenie uprzednio zakładając bramkarzowi kanał. Goście całkowicie opadli z sił i mieliśmy kolejne okazje bramkowe. Najpierw głową strzelał Mazur, ale wprost w bramkarza. Po chwili po rzucie wolnym Czarnecki, ale wprost w bramkarza. Wreszcie doskonałe prostopadłe podanie wymyślił Głowacki, wystartował do niego nasz kapitan i nareszcie strzelił swojego gola w tym meczu. Kolejne dwie dobre okazje zmarnował Głowacki (zmarnował szansę na hat-trick), najpierw w sytuacji sam na sam uderzył wprost w nogę bramkarza, a po chwili w identycznej trafił w słupek. Cały ten festiwal nieskuteczności zakończył Szymon Czarnecki dobijając strzał Kusia i ustalając wynik meczu.
Czasami ten mecz przypominał pojedynek Burza kontra bramkarz gości, który był ich wyróżniającą się postacią, pomimo dekoncentracji w obronie i nerwowego rozgrywania z przodu nasza gra mogła się podobać i niech słowa naszego gościa Pana Mariusza Cięciary będą podsumowaniem- „Panowie fajnie gracie, chyba najlepiej ze wszystkich naszych rywali, byliście zdecydowanie lepsi”. Od siebie dodamy, że trzeba poprawić skuteczność, a wyniki będą okazalsze.
Komentarze