Bez szans.
W niedzielne popołudnie na arcytrudnym boisku w Chwalibożycach goście z Sadowic pokazali nam miejsce w szeregu. Burza osłabiona była tym razem brakiem swojego podstawowego obrońcy Tomasza Watrala.
Zanim mecz się dobrze zaczął to chyba tak naprawdę się już zakończył, 6 minuta, 2:0 dla gości. Najpierw Krzysiek Czarnecki skiksował w polu karnym i wystawił piłkę na 5 metrze napastnikowi Orła z czego ten bez namysłu skorzystał, a po chwili zamieszanie w naszym polu karnym strzał i Sekuła bez szans. Od tego momentu gra się wyrównała, ale nie ma co się dziwić skoro Orzeł od początku ułożył mecz dla siebie. To Burza miała dobre okazje, ale brakowało wykończenia, najpierw dobrej akcji nie Nikodema nie zamknął Kwiatkowski, po chwili po rzucie wolnym Kościelny dziubnął piłkę do Kwiatkowskiego, ale ten zbyt długo przyjmował i w końcu zablokował go bramkarz. W końcu Nikodem uderzył minimalnie niecelnie. Orzeł miał doskonałą okazję gdy popisowo sklepał sobie piłkę w naszym polu karnym, ale pomocnik gości uderzył niecelnie. Z minuty na minutę nasze boisko wyglądało coraz gorzej i coraz gorzej się na nim grało. Do przerwy Burza stłamszona psychicznie nie potrafiła przeciwstawić nic ciekawego gościom.
Po przerwie Orzeł nieco cofnięty liczył na kombinacyjne akcje w środku pola i swojego snajpera z przodu. Z naszej strony trwałą niemoc, nie potrafiliśmy wykańczać akcji strzałami, a zalążki naszych dobrych akcji szybko marnowaliśmy co tylko potęgowało naszą frustrację. Wystarczył jeden wypad Orła klepka przed polem karnym, strzał w długi róg i zrobiło się 3:0. Kolejnego gola gościom sprezentował sędzia, nasz obrońca i napastnik gości ciągnęli się za koszulki przez całą połowę, ale sprytny zawodnik Orła upadł za linią pola karnego, a sędzia zamiast cofnąć do początku faulu podyktował karnego tłumacząc się tym, że on zamiast faulu przed polem karnym wolałby karnego, pewnie że tak, każdy by wolał. Cztery do jaja oznaczało kolejny w tym sezonie blamaż naszych seniorów, na szczęście honor uratował Bekieszczuk, który wreszcie bezpańską piłkę w polu karym Orła umieścił pod poprzeczką bramki. Szkoda tylko, że Orzeł rozpoczął od środka i zdobył gola, po błędzie naszej obrony zrobiło się 5:1, trzeba powiedzieć, że niestety nasza obrona pozostawiona we trójkę po roszadzie taktycznej została pozostawiona sama sobie, bo reszcie zespołu nie za bardzo chciało się wracać. Jakby tego było mało to z kontuzją zszedł nasz kapitan Piotr Słonina, a Orzeł poprawił nas jeszcze jednym golem, a mógł kolejnym, ale popisowo obronił Sekuła.
Po dobrych dwóch pierwszych meczach wróciły koszmary jesieni czyli hurtowo tracone bramki na własne życzenie i brak walki oraz złe wejście w mecz. Bezpieczny teren odjechał nam na 7 punktów, a meczy coraz mniej...
Komentarze