45 minut poezji, 45 minut dramatu.
Burza do meczu z Wierzbnem przystąpiła pozbawiona naszego najlepszego obrońcy Mateusza Ilmaka, a dodatkowo brakowało Szymona Czarneckiego, szybko miało się okazać, że te ubytki będą kluczowe dla wyniku meczu, choć początek wcale tego nie wskazywał.
Burza zaczęła od bardzo mocnego uderzenia. W 4 minucie z pozoru w niegroźnej sytuacji piłkę obrońcy gości odebrał Adrian Głowacki, posłał dokładne podanie w pole karne, gdzie nasz kapitan Mateusz Kuś nie zwykł marnować takich okazji. Jeszcze dobrze nie ochłonęliśmy po zdobyciu pierwszej bramki, a już na wrzutkę zdecydował się Galasiński, zrobił to na tyle precyzyjnie, że Mateusz Kuś przystawił tylko głowę i bardzo szybko wyprowadził nas na dwubramkowe prowadzenie. To nas tyle nas uspokoiło, że nasza gra wyglądała wręcz podręcznikowo, wyprowadzanie piłki, dobre podania, walka, wszystko było tip top, brakowało tylko wykończenia. Kilkukrotnie świetnie podawał Tomek Stachowicz, ale z jego gry nie korzystali ani Dominik Kula, ani Grzesiek Książek, ani Mateusz Kuś. Wielka szkoda, bo mogliśmy i powinniśmy podwyższyć prowadzenie. Dodatkowo groźni byliśmy po stałych fragmentach gry, gdzie dwukrotnie w ostatniej chwili piłkę z głowy ściągał bramkarz Jankowianki. Chwila dekoncentracji kosztowała nas faul w okolicach naszego pola karnego po którym znakomitym strzałem typu „stadiony świata” popisał się jeden z gości zdobywając gola kontaktowego. Na szczęście szybko na niego odpowiedzieliśmy, rzut rożny, zamieszanie w polu karnym gości, piłka trafia przed pole karne gdzie z okolic 16 metra głową wbija ją w stronę bramki Paweł Kurowski, piłka na tyle zaskoczyła bramkarza Wierzbna, że wpadła mu za kołnierz! 3:1! Pomimo dobrej gry do końca tej połowy, żaden z naszych zawodników nie wykończył dobrych akcji całego zespołu.
Po przerwie… nasz zespół nie wyszedł na boisko. Jankowianka zaczęła grać prostymi sposobami i co najważniejsze dla nich z sercem, jeden za drugiego, oni biegali, my się przyglądaliśmy. W tym czasie my nie potrafimy zawiązać żadnej akcji, a po jednej przypadkowej trafiamy w poprzeczkę, a dobitka Książka jest nieskuteczna. Goście grający z pasją i charakterem wykorzystywali nasze nieporozumienia i błędu. Najpierw ogromny błąd w wyprowadzeniu piłki popełnia Galasiński szybkie podanie w nasze pole karne i robi się 3:2, mija kilka minut, złe ustawienie Galasińskiego strzał w długi róg i mamy już 3:3. Z Burzy, która w pierwszej połowie była profesorem gry w piłkę dla gości nie zostało nic, staliśmy się uczniem gry z charakterem i do końca. Jankowianka wyszła na prowadzenie 10 minut prze końcem gry fantastycznie do strzału złożył się jeden z zawodników gości i piłka wpadła tuż pod poprzeczkę naszej bramki. Udało nam się co prawda zagrać akcję na remis. Doskonałe podanie w pole karne, gdzie Konrad Kuś tuż przed bramkarzem zagrał do Daniela Skwarka, który trafił do pustej bramki. Niestety chcąc wygrać mecz odsłoniliśmy się i Jankowianka w doliczonym czasie gry kolejnym fantastycznym golem pod naszą poprzeczkę zgarnęła 3 punkty.
Nie wiemy jak wytłumaczyć tak wielką przemianę zespołu po przerwie z drużyny grającej mądrze w piłkę nie zostało nic, najgorsze, że nie przeciwstawiliśmy się charakterem gościom po przerwie, byli od nas lepsi pod względem ambicjonalnym i bardziej im się chciało. Nasz młody zespół dostał lekcje od gości, że nie ważne jaki jest wynik walczy się do końca, nawet jak się jest słabszym piłkarsko. Może czas pomyśleć nad swoim postępowaniem i grą panowie?